18 kwietnia tego roku w Bielsku-Białej odbyły się pierwsze w Polsce, oficjalne wyścigi dronów. Pomysł jest dość młody i według niektórych osób wywodzi się z Francji, gdzie zresztą jest obecnie najbardziej popularny. Trzymamy kciuki za sukces i szybkie rozpowszechnienie tej zabawy. Powiedzmy sobie szczerze, oglądanie takiego wyścigu jest dużo bardziej fascynujące niż zawody w golfa czy szachy.
Wyścigi dronów organizowane są w miejscach, w których nietrudno o przeszkody terenowe, przykładowo w lasach, podziemnych garażach czy nawet w opuszczonych budynkach. Do tego celu najczęściej wykorzystywane są mini quadrocoptery klasy 250, czyli sprzęt o przekątnej 250 mm. Nie jest to reguła, bo zdarzają się i małe hexacoptery (np. Gemini firmy Team BlackSheep) jak również quadrocoptery o większej przekątnej (przykładowo Vortex od Immersion RC). Dodatkową atrakcją jest fakt, że większość małych dronów wyścigowych, jest składana od podstaw. Najbardziej zawzięci hobbyści dobierają swój sprzęt element po elemencie, mając na uwadze nawet dobór śrubek. Jeśli dodać to tego ręczną konfigurację kontrolera lotu, otrzymujemy sprzęt dający olbrzymią satysfakcję.
Wyścigi dronów nie są tanią zabawą, jednak mniej kosztowną niż inwestycja w „dużego” drona. Ramę, wraz z kontrolerem lotu, regulatorami i silnikami można kupić za kilkaset złotych. Dodatkowo do takiej platformy należy dokupić aparaturę sterującą, baterię z ładowarką, a co najważniejsze gogle FPV lub monitor do podglądu z kamery. Gogle, przykładowo firmy FatShark, to największy wydatek, ale wrażenie z lotu jest niesamowite. Trzeba bowiem zaznaczyć, że mimo niewielkich rozmiarów, drony te są w stanie rozpędzić się do ponad 100 km/h.